Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niebezpieczeństwo więc nie zostało usunięte, kiedy skradziono tyle prochu. Bez wątpienia uczynili to ci sami zbrodniarze, którzy chcieli wysadzić ratusz w powietrze — mówił Kaw-dier. — Prochu, który skradli, zapewne użyją na nowy jakiś zbrodniczy zamach... Rzeczy przybierają charakter bardzo poważny... Należałoby zaprowadzić czujną i sprawną policję, któraby czuwała nad udaremnieniem podobnych zachcianek ludzi, bezwarunkowo zasługujących na nazwę wyrzutków społeczeństwa...
Na razie nie można było nic innego przedsięwziąć nad podwojenie straży przy magazynie z prochem i bronią, oraz przy niektórych gmachach publicznych.
Poszukiwania przedsięwzięte w celu pochwycenia wartownika, który zapalił lont i chciał spowodować wybuch prochu, nie odniosły żadnego skutku. Tak samo na nic się nie zdało najskrupulatniejsze śledztwo w celu wykrycia miejsca przechowywania skradzionej baryłki prochu.
Lewis Dorrick i jego towarzysze zaraz nazajutrz spostrzegli, że ich zbrodnicze zamiary nie udały się, bo gmach ratusza stał nienaruszony. Udawali zatem obojętnych i niby wzięli się do swych zwykłych zajęć.
Ponieważ Kaw-dier i Hartlepool zachowali milczenie tak, że nikt się o tem nie dowiedział, więc rzeczy szły dalej swoim trybem.