Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I zwracałeś pan powtórnie uwagę kapitana na zły kierunek żeglugi?
— Zwracałem; ale on ponownie mi odpowiedział, że wie co robi.
— Powiedz mi, panie Kurtis, co myślą o tem bosman i porucznik Walter?
— Myślą toż samo, co pan i ja.
— No, ale gdyby kapitanowi Huntly przyszła fantazya zawieźć nas do Chin.
— To pojedziemy do Chin.
— Tak, ale subordynacya ma pewne granice?
— Nie, dopóki postępowanie kapitana nie grozi niebezpieczeństwem okrętowi.
— A jeżeli naprawdę dostał pomieszania zmysłów?
— W takim razie, panie Kazallon, wiem co mi robić należy.
Przyznam się, że było to dla mnie niespodzianką, nie wchodzącą wcale w program podróży na »Chancellorze«.
Pogoda coraz gorsza, w tej stronie Atlantyku silne wiatry ciągle panują w jesieni.
W nocy z dnia 11 na 12 »Chancellor« wpłynął na morze Sargaskie: tak nazywają przestrzeń wody otoczoną ciepłym prądem Golfstromu i pokrytą wodorostami, które Hiszpanie nazywają »Sargasso«.
Okręty Kolumba z trudnością zaledwie przebyły tę ruchomą masę.