Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wego mięsa, na co zupełnie nie zwracam uwagi, podobnież jak i wszyscy inni, którzy wcześniej ode mnie doznali tego samego.
Ach! ta woda, która nas otacza ze wszystkich stron! Kiedy pomyślę o tem, że zamieniając ją w parę lub zamrażając, możnaby uczynić zdatną do picia! W postaci pary lub lodu nie miałaby już w sobie ani jednego atomu soli i możnaby ją było pić. Próżne to jednak marzenia, nie mamy aparatów i zrobić ich nie możemy. Dziś zrana, narażając się na pożarcie przez rekinów, bosman i kilku majtków kąpało się w morzu, doznając niezmiernej ulgi w pragnieniu. Pasażerowie wraz ze mną zaledwie trochę pływać umiejący, puścili się na wodę przywiązani do lin. Na szczęście jednak żaden rekin się nie zbliżył. Pomimo usilnych naszych próśb panna Herbey nie chciała iść za naszym przykładem.
Czternastego, o jedenastej zrana, kapitan zbliżył się do mnie i rzekł po cichu:
— Nie zdradź się pan, panie Kazallon, bo być może, że się nie mylę, a nie chcę narażać towarzyszów na nowe rozczarowania, tym razem jednak naprawdę zobaczyłem okręt...
Kapitan dobrze zrobił, uprzedziwszy mnie, nie byłbym może opanował pierwszego wzruszenia.