Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wybaczcie mi ten szczegół! Nie powinienem nic ukryć z cierpień, jakich doznaliśmy. Z mojego opowiadania niech każdy się dowie, wiele to cierpień moralnych i fizycznych może unieść człowiek. Wszystko opowiem, bo na nieszczęście przeczuwam, że nie doszliśmy jeszcze do krańca naszych męczarni. Gospodarz statku Hobbart pomimo, że jęczał ciągle aż do przesady, nie przyjął udziału w poprzednio opisanej scenie. Słysząc go, zdawaćby się mogło, że kona z wycieńczenia, patrząc znów na niego widać, że nic a nic głód mu nie dokucza. Ten obłudnik musi mieć jakiś ukryty skład, z którego czerpie. Szpieguję go ciągle, ale żadnym sposobem złapać nie mogę.
Upał jest ciągle nie do wytrzymania, zwłaszcza gdy wiatr ustaje. Porcye wody są niewystarczające, ale głód zabił w nas pragnienie. Kiedy pomyślimy, że w razie braku wody możemy jeszcze więcej cierpieć, prosimy gorąco Boga, ażeby nas uchronił od tej nowej niedoli. Na szczęście mamy jeszcze parę garncy wody w beczułce, która rozbiła się podczas burzy, druga zaś baryłka jest zupełnie nietknięta. Pomimo zmniejszenia się liczby osób na statku, kapitan uszczuplił porcye wody na kwaterkę, uważam, że dobrze zrobił. Wódki pozostało nam jeszcze z pół garnca, schowano ją na tyle tratwy.