Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dnika, błyskawica zachodzi jedna na drugą. Para, wznosząca się nad morzem, zdaje się płynąć. Możnaby sądzić, że ocean i niebo ogarnął gwałtowny pożar i widać było, jak błyskawice, unoszące się w niebo ze szczytu bałwanów, krzyżowały się z błyskawicami, padającemi z obłoków w morze! Silny zapach siarki rozszedł się w powietrzu, dotychczas jednak pioruny mijały nas, uderzając tylko w morze.
Około drugiej burza doszła do najstraszliwszej potęgi. Wiatr zmienił się w huragan i bałwany zagrażając tratwie rozerwaniem w kawały.
Cieśla Daoulas, Kurtis, bosman, majtkowie starają się umocnić ją sznurami.
Całe strumienie padają na nas i zlewają potokiem ciepłej wody.
Pan Letourneur rzucił się przed te bałwany, chcąc uchronić syna od ich gwałtownych uderzeń.
Panna Herbey jest ciągle nieruchoma, sądzić by można, że to posąg rezygnacyi.
W tej chwili przy gwałtownem świetle, ujrzałem jak wielkie chmury przybrały kolor czerwony i łoskot urywany podobny do strzałów rotowych rozległ się w powietrzu. Był to trzask, spowodowany szeregiem wybuchów