Strona:Juliusz Verne - Przygody na okręcie Chancellor.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścią postępowania, chcą rąbać maszty i zbijać z nich tratwę.
Ale Robert Kurtis zapobiegł temu.
— Na miejsce chłopcy — zawołał. — Niech nikt nie waży się przeciąć chociażby postronka bez mojego rozkazu. »Chancellor« jest w równowadze! »Chancellor« nie zatonie tak prędko!
Pewność głosu kapitana przywróciła przytomność załodze i majtkowie, wbrew swej woli, wrócili każdy na swoje miejsce.
Jak tylko rozwidniło się, Robert Kurtis wspiął się na szczyt okrętu, troskliwie rozglądając się po morzu i szukając okiem tratwy.
Próżne usiłowania! Zniknęła. Spuszczenie łódki dla poszukiwań jest niepodobieństwem z powodu silnego kołysania się bałwanów. Łódka wreszcie jest za słabą, aby mogła im się opierać.
Trzeba więc natychmiast przystąpić do budowania nowej tratwy.
Pani Kear zdecydowała się nareszcie zejść z wystawki i przeszła na pokład bocianiego gniazda, gdzie upadła bez zmysłów.
Pan Kear razem z Silasem Huntly usadowili się na przednim maszcie. Obok pani Kear i panny Herbey obrali sobie miejsce Letourneurowie. Naturalnie jest im bardzo ciasno na platformie, mającej zaledwie 12 stóp średnicy. Pomiędzy bocianiemi gniazdami prze-