Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 76 –

Nieszczęśliwy kafr leżał na grzbiecie, prawdopodobnie już nie żył.
Dziwnym wypadkiem wiadro, które nosił, wsunęło mu się na głowę, na kształt kaptura.
Okoliczność ta zwróciła zaraz uwagę Cypryana i obudziła w nim nadzieję, że dzięki temu Matakit może został uratowany; zarządził też bezzwłoczne przeniesienie nieszczęśliwego do chaty, gdzie położono go na stół i silnie rozcierano.
Przez długi czas członki Matakita pozostały sztywne, twarz sina, a skóra zimna; lecz silne ręce Tomasza tak szczerze go tarły, iż skutek nareszcie został osiągnięty. Temperatura ciała podniosła się, sztywność członków ustąpiła, drżenie przebiegło po czarnej skórze. Niebawem rozległo się silne kichnięcie i Matakit otworzył oczy!
— Hurra, hurra! — potem zlany krzyknął Tomasz, przestając go nacierać, — uratowany, ale zobaczno, panie Méré, jak on ściska w ręku grudkę ziemi, niechcąc jej puścić.
Inżynier miał na razie pilniejsze sprawy, niż zajmowanie się tą bagatelą. Wlał w usta ocalonemu łyżkę rumu, zawinął w koce i paru kafrów zaniosło go do mieszkania, na fermę Watkinsa. Tam położono go na łóżko, gdzie Bardik napoił go jeszcze gorącą herbatą, poczem biedak usnął. Był ocalony!