Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 70 –

Straszny to był widok! Gdy pierwsze przerażenie minęło, Cypryan uczuł żywe współczucie dla biednego Liego, on to bowiem wisiał na dyszlu z okręconym w około szyi warkoczem.
Wdrapać się po dyszlu, wziąć w ramiona drobne ciało nieszczęśliwego i znieść je na ziemię, było to dla Cypryana dziełem jednej chwili.
Złożywszy go ostrożnie na ziemi, dotknął się jego piersi, nasłuchując bicia serca.
Żył jeszcze, niebawem otworzył oczy i westchnął lekko.
Rysy twarzy chińczyka pozostały nadal nieruchome i rzecz dziwna, nie wyrażały ani bólu ani przestrachu; wyglądał tak, jak gdyby się obudził po krótkiej drzemce.
Cypryan podał mu szklankę wody zmieszanej z octem.
— Możesz pan już mówić? — zapytał go.
Li kiwnął głową.
— Kto pana powiesił?
— Ja sam, — odpowiedział obojętnie chińczyk.
— Jakto sam? A więc chciałeś popełnić samobójstwo? I z jakiej to przyczyny, biedaku?
— Liemu tu było za gorąco, Li nie był w humorze, — odparł chińczyk, zamykając oczy, aby uniknąć dalszego badania.