Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 41 —

łem nadzieję pozyskania ręki Alicyi. Odwagi zatem, trzeba być mężczyzną i niedać się poniżać.
Bez wahania zabrał się Cypryan do zapakowania swoich aparatów w kufry i skrzynie, które mu służyły za stoły i szafki.
Pracował pilnie dwie godziny, gdy w tem przez otwarte okno doleciał go dźwięczny głos Alicyi, śpiewającej jedną z najpiękniej- piosenek Moora p. t. »Ostatnia Róża«.
Cypryan pospieszył do okna i zobaczył Alicyę, która śpiewała, idąc do swoich ulubionych strusiów.
Zabawnie było patrzeć jak strusie, nie czekając aż wejdzie do nich, już po przez ogrodzenie wyciągały długie szyje, dziobiąc ją po twarzy i rękach. Niedługo zabawiwszy, Alicya wraca, śpiewając znów swą piosenkę z tak przejmującem uczuciem, że Cypryan, który do tej pory z okna jej się przyglądał, pobiegł za nią wzruszony, wołając:
— Panno Alicyo!
— Ach, to pan, panie Méré? Masz mi pan coś do powiedzenia? — przemówiło dziewczę, widząc, że Cypryan milczy.
— Chciałem się z panią pożegnać, panno Alicyo, — mówił drżącym głosem Cypryan.
Alicya zbladła.