Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —

prawdy niewątpliwie zawartej w szorstkich słowach pana Watkinsa. Dziwiło go teraz, jak mało był przewidującym, jak wogóle mógł się na podobną odprawę narazić. W rzeczy samej nie myślał wcale o przepaści, dzielącej go od młodej dziewczyny, różnica bowiem majątkowa, wychowania, rasy i otoczenia, dotychczas bynajmniej nie psuła mu humoru.
W dodatku rodzina Cypryana zajmowała we Francyi stanowisko o tyle wyższe od nieokrzesanego fermera, iż gdyby Cypryan kiedykolwiek pomyślał o różnicy, zachodzącej pomiędzy nim a właścicielem Wandergaart–Kopii, sądziłby zapewne, iż robi zaszczyt temu ostatniemu, prosząc go o rękę córki. Ostre kazanie pana Watkinsa rozproszyło te iluzye, a Cypryan posiadał dość zdrowego rozsądku, aby uznać słuszność uwag fermera, i nie czuć się obrażonym odmową, którą obecnie uważał za uzasadnioną.
Rozmyślania te naturalnie nie zmniejszyły doniosłości ciosu. Teraz, gdy miał postradać Alicyę, uczuł z podwójną siłą, jak drogą mu się ona stała przez owe trzy miesiące znajomości.
Jakże ten czas wydawał mu się odległym. Widział siebie, jak po uciążliwej drodze wśród kurzu i upału, przybył do celu długiej po-