Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 243 –

Nieco zmieszany swem wystąpieniem wobec tak licznego zgromadzenia, robił sobie Cypryan wyrzuty, iż porwać się dał uczuciu.
Pośród tego ogólnego zamieszania, Wandergaart podszedł do fermera.
— Johnie Watkins, nie należę do rzędu tych, którzy pokonanego wroga depczą nogami. Poszukiwałem praw swoich, gdyż byłem to winien honorowi. Wiem jednak, że zbyt ścisłe trzymanie się litery prawnej, może stać się okrucieństwem i karać niewinnych za błędy ich ojców.
Otóż, ja stoję nad grobem, na cóż mi skarby, jeśli nie mam ich z kim podzielić?
Jeżeli zatem zezwolisz na związek młodych ludzi, ofiaruję im jako podarek ślubny »Gwiazdę Południa«, obowiązując się nadto uczynić ich swoimi spadkobiercami, aby wynagrodzić krzywdę twej miłej córeczce.
Słowa te wywołały głośne okrzyki uznania i podziwu wśród obecnych.
Oczy skierowano na Watkinsa, ten zaś ukrył łzy pod powiekami i zakrył oczy dłonią.
Watkins wybuchnął nareszcie, nie hamując już wzruszenia.
— Jesteś szlachetnym człowiekiem. Mścisz się w sposób wspaniałomyślny, krzywdą którą ci wyrządziłem, utrwalasz szczęście tych dzieci!