Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 238 –

chodzę ci oznajmić, że sprawiedliwość po latach siedmiu nareszcie tryumfuje. Przychodzę ci powiedzieć, że godzina restytucyi nadeszła, a Kopia nosząca moje imię, i na przyszłość moją będzie. Johnie Watkins, to coś mi niegdyś przemocą wydarł, prawo nakazuje ci teraz zwrócić.
O ile Watkins na razie był przestraszony zjawieniem się Wandergaarta, o tyle teraz uparty i gwałtowny charakter jego, kazał mu stawiać czoło niebezpieczeństwu.
Oparł się mocno o poręcz fotelu i zaczął się śmiać pogardliwie.
— Ten biedak oszalał — rzekł, zwracając się do swych gości — wiedziałem już oddawna, że mu piątej klepki brakuje, lecz teraz, zdaje mi się, już na dobre zwaryował.
— Śmieje się dobrze, kto śmieje się ostatni — rzekł poważnie Wandergaart, wyciągając papier z kieszeni.
— Wszak wiesz Johnie Watkins, że wyrokiem przyznano ci grunty, leżące na zachód od 25° szerokości od Greenwich? A mnie grunty, leżące na wschód od tej linii?
— A tak, mój wesoły towarzyszu — kpił w dalszym ciągu Watkins i dlatego zrobiłbyś lepiej, idąc do domu położyć się do łóżka, zamiast tutaj uczciwym ludziom przerywać zabawę.