łem chłopcem okrętowym, strzelcem bawołów w Dakocie, kopaczem w Arizonie, owczarzem w Transwaalu. Zaznałem zimna i upałów, głodu i trudów; w pocie czoła pracowałem lat dwadzieścia na marne suchary, które stanowiły moje pożywienie. W czasie, gdy poznałem moją nieboszczkę żonę, a matkę Alicyi, córkę boera[1], — nie posiadaliśmy razem tyle, aby módz wyżywić marną kozę, lecz ja pracowałem i nigdy nie traciłem nadziei. Obecnie jestem bogaty i myślę w spokoju używać owoców mojej pracy.
Córkę w każdym razie zatrzymam przy sobie, niech mnie pielęgnuje podczas ataków podagry i rozwesela muzyką wieczorami. Jeśli ją kiedykolwiek zamąż wydam, to tu na miejscu, za krajowca, fermera i kopacza dyamentów, takiego samego jak ja, a który nie uprowadzi jej gdzieś, na trzecie piętro, aby głód cierpiała i do kraju, gdzie noga moja nigdy nie postanie. Może iść np. za Jamesa Hiltona, lub jemu podobnego. Na wielbicielach jej nie zbraknie, daję słowo. Niech idzie za anglika, który przed szklanką
- ↑ Znaczna liczba boerów, albo t.zw. chłopów afrykańsko-holenderskich jest pochodzenia francuskiego; po zniesieniu edyktu Nantejskiego wyemigrowała ona do Holandyi, a następnie do Przylądka Dobrej Nadziei.