Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 228 –

Nazajutrz po wyroku mniej trapiony przez podagrę chciał zużytkować wolną chwilę, aby uporządkować swe papiery.
Siedząc w fotelu przed pięknem biurkiem, przeglądał kolejno liczne dokumenty własności i kontrakty. Obok niego Alicya była pochyloną nad haftem i mało zwracała uwagi na Dadę, która podług zwyczaju stąpała dumnie po pokoju i rozumnemi oczami śledziła czynności pana Watkinsa i jego córki.
Naraz głośny okrzyk pana Watkinsa zmusił Alicyę do obejrzenia się.
— To zwierzę staje się codzień nieznośniejszem, porwało mi ważny pergamin.
— Dada!... tu!... oddaj mi to zaraz!
Po chwili wymyślał w dalszym ciągu:
— Ach, to wstrętne zwierzę połknęło go, dokument tak ważny, oryginał dekretu, nadającego mi prawo własności na eksploatowanie Kopii! To nie do wytrzymania! Ale ty mi to oddasz, choćbym miał cię udusić. — Czerwony z gniewu puścił się fermer w pościg za Dadą.
Ta, okrążywszy dwa razy pokój, wydostała się przez otwarte okno na dwór.
— Drogi ojcze — prosiła Alicya — uspokój się, zachorujesz znowu ze zmartwienia!
Wściekłość pana Watkinsa dosięgła szczytu. Ucieczka Dady dopełniła miary.