Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 212 –

dokończyła zdania, lecz dwie duże łzy błyszczące w jej źrenicach, wyrażały jasno myśl niedokończoną.
Cypryan był bardzo wzruszonym.
— Te dwie łzy — rzekł — są mi cenniejsze nad wszelkie dyamenty na świecie i dla nich poddałbym się daleko jeszcze większym niebezpieczeństwom.
Było już po północy gdy Cypryan, pożegnawszy się z panną Alicyą, wrócił do swego mieszkania. Zastał tam pakiet listów, które mu miss Watkins starannie ułożyła na biurku. Trzymał listy w ręku, nie mając odwagi otworzyć ich. Co mogą zawierać? Czy nie przynoszą one wiadomości o jakiem nieszczęściu? Co porabia ojciec, matka i mała siostrzyczka, Joanna?
Boże, co wszystko mogło zajść przez te trzy miesiące!
Przebiegłszy nareszcie oczyma treść listów i wyczytując z nich tylko pomyślne wiadomości, Cypryan odetchnął swobodnie.
Jego przełożeni winszowali mu pomysłowej teoryi powstawania dyamentu i pozwalali zostać w Griqualandzie jeszcze pół roku, jeżeli uważał to za potrzebne dla nauki.
Wypadki układały się po jego myśli i Cypryan zasnął tak zadowolonym, jak mu się to dawno nie zdarzyło.