Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 179 –

— To konieczne, ojczulku — odpowiedział chińczyk. — Wsiądę na żyrafę i udam się na północ. Stolica Tonaia, o której mówił Lopepe, nie może już być bardzo stąd odległą. Przygotuję panu tam dobre przyjęcie i potem wrócimy do Griqualandu, gdzie nie będziesz się miał powodu obawiać więcej tych łajdaków, którzy wszyscy marnie wśród drogi zginęli.
Inżynier rozważał projekt Liego. W samej rzeczy, jeżeli miano ująć Matakita, nierozsądnie byłoby opuścić okolicę, gdzie go widziano; po drugie koniecznie było trzeba odnowić zapasy żywności. Zdecydował się też, choć przykro mu było, rozstać się z chińczykiem, i pozostać 48 godzin na tem samem miejscu, oczekując jego powrotu.
Przez dwa dni można na szybko niosącej żyrafie przejechać spory kawał drogi. Li, nie tracąc chwili czasu, pożegnał Cypryana pocałowaniem w rękę, dosiadł żyrafy i zniknął w ciemnościach nocy.
Po raz pierwszy od czasu opuszczenia Wandergaart-Kopii, Cypryan pozostał sam jeden na niezmierzonej pustyni. Smutno mu się zrobiło i posępne myśli go opanowały. Osamotniony, bez zapasu prochu i żywności, co pocznie w tem miejscu, oddalonem o kilkaset mil od cywilizowanych krajów. Ująć Ma-