Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 157 –

Pantalacci i Hilton, którzy się do miejsca walki zbliżyli.
— Trzeba strzałem w oko koniec z nim zrobić — rzekł Hilton uczuwając nieprzeparte pragnienie przyjęcia czynnego udziału w tym dramacie.
Rozległ się strzał i kula strzaskała łeb czworonogiego olbrzyma. Drgnął raz jeszcze i legł na murawie nieruchomy, podobny do szarego zrębu skały.
— Już skończył — zawołał Hilton, zbliżając się konno ku słoniowi, aby mu się zblizka przyjrzeć.
— Czekaj, nie zbliżaj się — mówił wzrokiem chińczyk do swego pana.
Straszne, nieuniknione następstwo tej walki, nie dało na siebie długo czekać.
Zaledwie Hilton zbliżył się do słonia i nachylił się, aby go żartem wziąć za olbrzymie ucho, olbrzym podniósł trąbę i w mgnieniu oka objął nią zbyt ciekawego strzelca, miażdżąc mu kolumnę pacierzową i mózg z taką błyskawiczną szybkością, że przerażeni widzowie nie mieli czasu przyskoczyć z pomocą.
Hilton krzyknął raz tylko. Po upływie trzech sekund została z niego tylko krwawa masa, na którą powalił się szary olbrzym, aby więcej nie powstać.