Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 140 –

Hilton leżał zupełnie ubrany na wozie i urywanym od przerażenia głosem mówił, nie czyniąc najmniejszego poruszenia.
— Wąż owinął się o moje prawe kolano, pod spodniami, na litość Boską, nie mówcie głośno, bo mnie zgubicie, postarajcie się coś zrobić, aby mnie uratować.
Oczy jego od strachu rozszerzyły się, a twarz śmiertelna okryła bladość.
W około prawego kolana rzeczywiście zauważyć było można lekkie wzdęcie ubrania. Położenie było groźne.
Hilton utrzymywał, że przy pierwszem poruszeniu, wąż może go ugryść.
W tem zamieszaniu i ogólnem przerażeniu, Bardik podjął się oswobodzić Miltona od napastnika. Zaopatrzył się niebawem w nóż myśliwski swego pana, zbliżył się cicho do Hiltona i oczami badał przez kilka sekund położenie gada. Oczywiście szukał położenia głowy węża. Nagle wyprostował się i silnem uderzeniem zanurzył ostrą stal w kolano Hiltona.
— Możesz pan gada strząsnąć, już nie żyje — rzekł Bardik, pokazując w uśmiechu swe białe zęby.
Hilton usłuchał machinalnie i potrząsł nogą, wąż spadł u stóp jego.
Była to czarna żmija, zaledwie pół cala