Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 142 –

uważał za kontrabandę i pytał, co ma z nimi zrobić.
Pantalacci chciał mu je zostawić, ale Hilton i Cypryan obawiali się, że gdy odrazu okażą taką zgodność, naczelnik posądzi ich o obawę i stanie się wymagającym. Oświadczyli więc, że guziki może zatrzymać, a pióra ma oddać.
Lopepe wahał się, lecz błyszczące w ciemności lufy fuzyi i rewolwerów zaimponowały mu i radziły ustąpić. Oddał więc pióra. Odtąd inteligentny ten dziki naczelnik okazywał się bardzo przyjacielskim, usiadł przy ognisku, wyjął tabakierkę i poczęstował tabaką europejczyków a także Liego i Bardika. Szklanka wódki, którą go poczęstował neapolitańczyk wprawiła go w doskonały humor i, gdy po godzinie milczącego siedzenia, żegnał się, zaprosił wszystkich do odwiedzenia go w jego kraalu.
Po jego odejściu udano się na spoczynek, tylko Cypryan owinięty kocem wpatrywał się w gwiaździste niebo. Inżynier myślał o swojej rodzinie, która nie przeczuwała jakie przygody zapędziły go w pustynie afrykańskie. Myślał też o Alicyi, spoglądającej może również w tej chwili na gwiazdy.
Dumał tak słodko, a cisza zupełna na równinie dodawała poezyi jego marzeniom.