Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 113 –

przyjaciół w bogatym Griqualandzie. Życzył każdemu z nich, aby doszedł do również szczęśliwych rezultatów i znalazł jeszcze większy kamień od »Gwiazdy Południa«.
— To przecież możliwe w tej właśnie możliwości leży właśnie cała poezya życia kopacza! — zakończył swą mowę, pijąc za pomyślność Griqualandu, utrzymania wysokich cen dyamentów i za szczęśliwą podróż »Gwiazdy Południa«, która miała wyruszyć przez Kapsztad do Londynu, aby tam olśniewać swym blaskiem.
Po tem zakończeniu oczy współbiesiadników zwróciły się jednomyślnie ku miejscu, gdzie jaśniał klejnot, lecz o nieba! Zdumienie odbite na twarzach obecnych było tak wyraźne, że Watkins w tej chwili odwrócił się, aby zbadać przyczynę ogólnego zdziwienia. Spojrzał na kominek i padł zemdlony!
Dyament znikł!
Rzucono się do cucenia Watkinsa, rozwiązano mu krawatkę, bryzgano wodą i nareszcie przywrócono do przytomności.
— Mój dyament, gdzie mój dyament? — krzyczał — kto mi go zabrał!
Biesiadnicy spoglądali po sobie przelękli, a oficer straży, również należący do grona ucztujących, wydał rozkaz obsadzenia wszystkich drzwi w całym domu.