Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 92 –

gnać — rzekł i, chwyciwszy cenny kamień, pobiegł do fermy.
Nie pukając otworzył drzwi bawialnego pokoju, a spotkawszy tam Alicyę, nie zdając sobie sprawy ze swego postępowania, chwycił ją w objęcia i ucałował w oba policzki.
— Hola, cóż to takiego? — zawołał pan Watkins, grający w tym samym pokoju partyę pikiety z Annibalem Pantalaccim.
— Przepraszam pana, panie Watkins — jęknął przerażony swym czynem Cypryan — ale jestem tak szczęśliwy! Patrz pan, co przynoszę — i rzucił na stół kamień pomiędzy grających.
Tak samo, jak Natan i Wandergaart pan Watkins zaraz się domyślił, o co rzecz idzie.
— To pan znalazłeś, pan sam, w pańskim claimie? — zapytał żywo.
— Znalazłem? Nie lecz stworzyłem — odparł tryumfującym tonem Cypryan.
Tak, panie Watkins, zrobiłem go, poznaj pan potęgę chemii!
Śmiał się i ściskał rączki Alicyi, która uradowana szczęściem przyjaciela również radośnie się uśmiechała.
— Pani, tylko pani, panno Alicyo, zawdzięczam to ważne odkrycie — mówił Cypryan dalej. — Kto mi to radził rzucić się na nowo w objęcia chemii? Kto podał myśl tworzenia