Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nek, jaki można zaprowadzić pomiędzy ilościami i działaniem, jakiemu się je poddaje.
Ach! a mnożniki, wykładniki, znaki pierwiastkowe i inne orzeczenia, przyjęte w tym języku. Jakże te wszystkie znaki skakały pod piórem, a raczej pod kawałkiem kredy, migocącym na końcu jego żelaznego haczyka, gdyż bohater nasz lubił pracować przy czarnej tablicy. Tam to na powierzchni ledwie dziesięciu metrów kwadratowych — tyle bowiem potrzeba było panu J. T. Maston — oddawał się z całym zapałem namiętności swego temperamentu algebraisty. Cyfr małych nie używał on w swych rachunkach, nie! cyfry jego były fantastyczne, olbrzymie, kreślone ręką pełną ognia. Jego 2 i 3 zaokrąglały się jak lalki papierowe; 7 zarysowywały się jak szubienice, na których brakło tylko wisielca; jego 8 miały podobieństwo do pary okularów; jego 6 i 9 zakończone były olbrzymiemi ogonami.
A cóż powiedzieć o literach, któremi kreślił swoje formuły, tak o pierwszych w alfabecie a, b, c, któremi oznaczał ilości znane lub dane i o ostatnich x, y, z, któremi się posługiwał dla określenia ilości nieznanych. Kreślił je jednym zamachem, z pewnem zacięciem; jego z zwłaszcza wykrzywiało się w kształt potworny! A jak wyglądały, jak imponującą miały postawę jego greckie litery, temi Archimedes i Euklides mógłby się słusznie pochwalić.