Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

położyć koniec niepokojom, popłochowi i trwodze całej ludzkości.
Tak więc mrs. Evangelina Scorbitt uzyskała wstęp do więzienia. Pragnieniem jej najgorętszem było ujrzeć J. T. Mastona, którego ręce policjantów wyrwały z dostatniego i wykwintnego otoczenia, jakie miał w swem mieszkaniu.
Wszelako źle znali energiczną Evangelinę ci, co ją sądzili niewolnicą słabostek ludzkich! I gdyby w dniu 9 kwietnia, w dniu pierwszych odwiedzin mrs. Scorbitt, jakie niedyskretne ucho znalazło się było u drzwi więziennej celi, oto coby to ucho z niepomiernem zadziwieniem usłyszało:
— Nakoniec widzę cię, drogi Mastonie!
— Aa, to pani, mrs. Scorbitt?
— Tak, to ja, po czterech, po długich czterech tygodniach rozłączenia...
— Tak, istotnie, po dwudziestu ośmiu dniach, pięciu godzinach i czterdziestu pięciu minutach — wyrzekł J. T. Maston, spojrzawszy na swój zegarek.
— Nakoniec jesteśmy znowu razem!...
— Ale jak się to stało, że cię wpuścili do mnie, droga mistress Scorbitt?
— Wpuścili mnie pod warunkiem, że użyję wpływu, jaki winnam mieć nad człowiekiem, który jest przedmiotem mego bezgranicznego przywiązania!