Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Któż to mówi?...
— Czyżeś mnie pan nie poznał, drogi panie Maston? To ja jestem... mistress Scorbitt!
— Mistress Scorbitt!... Czy uwzięła się nie dać mi ani chwili wytchnienia!
Te ostatnie słowa, niezbyt uprzejme dla zajmującej wdówki, zostały wymówione, szczęściem, w pewnej odległości od aparatu.
Poczem J. T. Maston, pojmując, że mu niepodobna wykręcić się od odpowiedzi chociażby jakim zdawkowym frazesem, przemówił:
— Ach! więc to pani jesteś?
— Tak, ja, drogi panie Maston!
— A czego pani życzysz sobie, mistress Scorbitt?
— Chcę zawiadomić pana, że gwałtowna burza wybuchnie lada chwila!
— I cóż ztąd? wszak nie mogę temu przeszkodzić...
— Tak, zapewne, ale jestem niespokojna, czyś pan kazał pozamykać okna...
Zaledwie mrs. Evangelina Scorbitt dokończyła tych słów, gdy straszliwy huk grzmotu rozległ się w powietrzu. Zdało się, jakby ogromną sztukę jedwabiu rozdarto na przestrzeni mil kilkunastu. Piorun upadł w pobliżu Balistic-Cottage, a płyn, przeprowadzony nicią telefonu, napełnił w mgnieniu oka gabinet uczonego.