Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

około godziny piątej z wieczora, spostrzegłem na piasku, ślady stopy ludzkiej.
— Ślady na piasku? — zawołał Pencroff.
— Tak jest! — odparł Nab.
— I ślady te zaczynały się przy samych skałach? — zapytał korespondent.
— Nie — odparł Nab — dopiero od miejsca, gdzie przypływ morza się kończy, ślady poprzednie musiało zatrzeć morze.
— Mów dalej, Nab — rzekł Gedeon Spilett.
— Na widok tych śladów małom nie oszalał. Były bardzo wyraźne i zmierzały wprost ku tym wydmom. Biegłem za niemi ćwierć mili, uważając dobrze, ażeby ich nie zatrzeć. W pięć minut później, gdy noc poczęła zapadać, usłyszałem szczekanie psa. Był to Top i on to przyprowadził mnie tu, do mojego pana.
Nab zakończył swe opowiadanie opisem boleści, jaką doznał na widok martwego ciała! Szukał w niem resztek życia. Teraz gdy znalazł pana trupem, chciał go mieć żywym. Lecz wszystkie usiłowania jego były bezskuteczne! Nie pozostawało mu nic więcej, jak oddać ostatnią przysługę temu, którego tak kochał!
Wtedy przyszli mu na myśl towarzysze, którzy niezawodnie pragnęliby ujrzeć raz jeszcze nieszczęsnego Cyrusa! Top był przy nim. Pomyślał więc czyby się nie mógł spuścić na bystry instynkt tego wiernego zwierzęcia? Wymówił kilka razy nazwisko korespondenta, którego Top z pomiędzy towarzyszy inżyniera znał naj-