Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV.
(Litodomy. — Przy ujściu rzeki. — Dymniki górskie. — Dalszy ciąg poszukiwań. — Las o zielonych drzewach. — Zapas paliwa. — Czekajmy odpływu morza! — Widok ze szczytu wybrzeża. — Spław drzewa. — Powrót do brzegu.

Korespondent polecił przedewszystkiem marynarzowi, ażeby czekał na niego w tem samem miejscu dokąd niebawem powróci, poczem nie tracąc chwili czasu, podążył do góry w tę samą stronę wybrzeża, którędy kilka godzin przedtem udał się był Nab. W kilka minut później znikł na zakręcie wybrzeża, tak mu spieszno było zasięgnąć wieści o straconym towarzyszu.
Harbert chciał mu towarzyszyć. Ale marynarz rzekł:
— Zostań tu ze mną mój chłopcze. Musimy przysposobić jakieś koczowisko i pomyśleć, czyby się nie dało wyszukać dla naszych żołądków coś pożywniejszego od muszli. Przyjaciele nasi będą potrzebowali posiłku za powrotem. Niech każdy czyni, co do niego należy.
— Jam gotów, odparł Harbert.
— To dobrze, rzekł marynarz — jakoś to