Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 251 —

szybko, iż w dwa dni później reperacya żaglowca była już ukończoną, a równocześnie też prawie wyżłobiono koryto, po którem Halbran miał być spuszczonym na wodę. Pod wpływem bowiem ciepła atmosferycznego lód zmiękł tak znacznie, iż praca ta nie przedstawiała zbytnich trudności. Linia koryta szła, stosownie do planu, łukowato z góry na dół, aby uniknąć zbyt gwałtownego zesunięcia się statku; w pewnych też odstępach urządzono w tym samym celu rodzaj hamulców, jakkolwiek z mej strony, przez wzgląd na temperaturę, obawiałem się raczej że lód okaże się za mało śliskim.
Oczywiście, wszystko co obciążać mogło tułów Halbranu, jak maszty, liny, żagle, kotwica i t. p., miały być dopiero umocowane po spuszczeniu go na wodę — przezorność konieczna, jakkolwiek wymagająca parę dni czasu więcej.
W poobiedniej porze 28 stycznia, ostatnie rozporządzenia kapitana dokonano zostały, poczem Len Guy udzielił całej załodze kilka godzin zupełnego odpoczynku, przy zdwojonej porcyi obiadowej dla każdego. Że zaś usposobienie ogólne było jaknajlepsze, nie żałowano też baryłek piwa, jako słuszną nagrodę za sumienną i spokojną pracę.
Wszystko zapowiadało się jaknajlepiej. Halbran na morzu, znaczyło to samo co hasło do powrotu; choć dla mnie i dla Petersa było to ostatecznem, nieodwołalnem opuszczeniem Pryma.
Tymczasem nocą temperatura podniosła się do +11 stopni Cel., czyli do niebywałego dotychczas dla nas tu ciepła; to też jakkolwiek słońce zniżyło się już znacznie do horyzontu, lody topniały gwałtownie i tysiące strumieni spływało wzdłuż naszej góry.
Mimo, że dopiero na dziesiątą godzinę rano naznaczył kapitan rozpoczęcie czynności spuszczenia statku, wszyscy prawie byliśmy w ruchu już o czwartej, tak niepokój spędził sen z naszych powiek.