Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 226 —

— Towarzysze — rzekłem — ostatnia nadzieja nie jest jeszcze straconą! Ziemia nie może już teraz być daleko! Toż nie mamy przed sobą lodowego wału, tworzącego się zwykle na pełnem morzu, ale góry lodowe, które jedynie w pobliżu lądu powstawać mogą. Poza niemi więc znajdziemy niezawodnie ową ziemię, od której brzegów oderwały się te lodowce. Jeszcze jedna, dwie doby najdłużej , a przyrzekam wam, że jeśli i wtenczas nie ujrzymy lądu, kapitan każe nawrócić!...
Nieobecność Hearna sprzyjała bronionej przezemnie sprawie, a wierny mi bosman nie omieszkał poprzeć słów moich, gdy tonem dobrego humoru zawołał:
— Słowo uczciwego marynarza, dobrze powiedziane! I co do mnie, zgadzam się zupełnie z panem Jeorling; bo przecież jasnem jest, iż ziemia nie może już być daleko. Cóż nam zresztą znaczy jeden stopień dalej, gdy do kieszeni wpłynie nam za to paręset dolarów? A niech mnie foki pożrą, jeśli kłamię, że miło jest zagarnąć złoto, gdy się na nie uczciwie zapracowało; jak również przyjemnem jest, gdy można je potem wydawać!
— Tak, tak — potwierdził murzyn Endirot — dolary są piękne, przepadam za dolarami; — i roześmiał się szczerze, ukazując dwa rzędy białych, lśniących zębów.
— Czy załoga ulegnie takim argumentom, czy też będzie w dalszym ciągu stawiała opór? jakie zdanie wreszcie okaże sam kapitan? — pytałem się niespokojny.
Tymczasem Len Guy ujął znowu swą perspektywę i skierowawszy ją ku płynącym masom, badał je czas jakiś z natężoną uwagą, poczem stanowczym głosem zawołał.
— Kierować na południo-zachód!...
Chwilę jedną marynarze zdawali się jeszcze namyślać, powoli jednak każdy stanął na wyznaczonem sobie przez