Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 138 —

by nas tylko północno wschodni wiatr nie opuszczał — zakończył kapitan z ożywieniem i widoczną ufnością w powodzenie.
Gdy wreszcie, wśród ciągle tych samych warunków, znaleźliśmy się zaledwie o trzy mile od zapory, przez odpowiednie nastawienie żagli, Halbran stanął prawie nieruchomo na miejscu, a do spuszczonej łodzi zeszedł sam Len Guy, bosman i kilku majtków, który w silne dłonie ujęli wiosła.
Po uciążliwej jednak trzygodzinej wyprawie, po nadaremnem szukaniu upragnionego przejścia, łódź wróciła do statku.
W parę godzin potem ulewny deszcz ze śniegiem, zakrył przed nami nieco dalszy widok, a termometr Celsyusza wskazywał znowu tylko +2°.
Nie pozostawało nam przeto nic innego, jak płynąć dalej w kierunku południowo-wschodnim, oczywiście jednak z wielką uwagą, by otaczające nas dokoła góry lodowe, nie zgniotły Halbranu siłą swego parcia. Jem West wydał też rozkazy odchylenia rei pod wiatr, poczem ruszyliśmy z szybkością siedmiu do ośmiu mil, a wyćwiczona już załoga sprawiała się jaknajlepiej, gdy szło o wyminięcie większego lodowca — na mniejsze bowiem, pokrywające teraz prawie całkowicie powierzchnię morza, uderzał żaglowiec ze swemi miedzianemi okuciami, niby jakimś olbrzymim taranem, i rozbijał w drobną masę.
Jeżeli jednak łatwiej omijać sterczące wysoko góry czyli tak zwane ice-bergs, daleko trudniejszą sprawę, szczególniej przy gęstej mgle, która zawisła w powietrzu, przedstawiały w żegludze naszej zaledwie czasem dostrzegalne na powierzchni olbrzymie płaszczyzny ice-fields, które z trudną do pojęcia siłą, i całkiem niespodzianie uderzały w dno okrętu.
Jednakże i z tem złem dawaliśmy sobie jakoś radę przy zdwojonej pracy i bacznej uwadze. Byle tylko dalej, byle