Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 133 —

czerwony, to znowu niebieski lub fioletowy, jak w pięknie rzniętych starych kryształach.
A obok tak zajmującej, czarownej gry światła, jakąż różnorodność przedstawiały same kształty tych brył! Tu olbrzymie, ciężkie piramidy egipskie, tam gmachy zdobne w śpiczaste lekkie wieżyczki, lub poważne kopuły świątyń bizantyńskich, owdzie znowu całe szeregi wysmukłych kolumn, sterczących niby na zwaliskach starożytnych miast greckich. Słowem wszystkie kształty, jakie oko nasze dostrzega czasem i śledzi z zajęciem wśród płynących w górze obłoków, które mi fantazya nasza lubi się zająć, wszystkie te linie niby bezładne, a jednak w dziwną zlewające się całość, odnajdywałem w błyszczących bryłach. A wśród nich, jakby dla dopełnienia czarodziejskiego widoku, biły w górę fontanny wody, wyrzucane przez licznie zawsze, mimo wszystkiego, uwijające się wieloryby. Wysoko zaś ponad naszemi głowami przelatywały z szumem skrzydeł i hałaśliwem krakaniem, gromady petreli, kormoranów i innego ptactwa, które spuszczało się czasem dla chwilowego spoczynku, aż do lodowych szczytów, pokrywając je całkowicie.
Dokonane dnia 14-go obliczenia wykazały, iż znajdujemy się między 72° a 73° szerokości południowej; był to punkt, którego nie dosięgnął ani Ballemy ani Belliughausen, a nad który już tylko o 2 stopnie poszedł dalej Weddell.
— Panie Jeorling — rzekł do mnie dnia tego kapitan — nie pierwszy już raz probuję się dostać na te morza, mam więc już pewne doświadczenie, jakie trzeba zachować ostrożności, jednak...
— Nieustannie podziwiam rzeczywisty talent pana, w tak rzadkiem połączeniu śmiałości z konieczną przezornością. To też przymioty te, będąco owocem doświadczenia, dają nam zupełną gwarancyę...