Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 84 —

— I kogoż więcej z załogi znał jeszcze Glass, oprócz mego brata?
— Mówił mi o Arturze Prymie i Dick Petersie. Utrzymywał, że Prym był śmiałym, gotowym się ważyć na wszystko, awanturnikiem.
— Powiedz pan raczej, szaleńcem, niebezpiecznym szaleńcem! — zawołał kapitan. — Bo czyż to nie on właśnie pchnął mego brata w tę nieszczęsną podróż?
— Możemy powziąć to przekonanie, sądząc z własnych słów jego.
— I nie zapomnieć o tem nigdy! — dorzucił Len Guy silnie wzburzony. — Czy mówiłeś pan byłemu kapralowi co się z nim stało?
— Nadmieniłem o jego tajemniczej śmierci. Ten Glass znał również Watersona, jako starszego oficera na Orionie.
— Zacny to był człowiek, serce złote, doskonały, wypróbowanej odwagi, marynarz! Był on duszą całą oddany memu bratu...
— Jak Jem West oddany jest tobie, kapitanie.
— Dla czegoż trzeba nam było znaleźć jego martwe już zwłoki na tym lodowcu! — rzekł z głębokiem westchnieniem Len Guy. — A czy Glass wie, jaki jest los pozostałych — zapytał po chwili milczenia.
— Powiedziałem mu historyę całą, wspomniałem również, że niezawodnie pospieszysz im pan z pomocą.
— Chciałem cię zapytać, panie Jeorling, czy sądzisz, że wszystko jest dokładne i nie podlegające kwestyi żadnej, co Artur Prym opisuje?
— Zdaje mi się — rzekłem po chwili namysłu — że biorąc w rachunek szczególne usposobienie autora, można niejedne fakta podać w wątpliwość pewną. Pisze on np. że cała załoga Oriona zginęła w dolinie Klock-Klock, gdy...