Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 83 —

— Wdzięczny jestem za to, co uczyniłeś pan dla mnie, a słowa pańskie zachęcają mię...
Sądziłem, że chwila była sposobną do wyjawienia kapitanowi mego zamiaru. Len Guy wszakże zagadnął mię w tejże chwili.
— Więc masz już teraz, panie Jeorling, ustalone zdanie co do podróży Oriona i dzieła Edgara Poë?...
— Bezwątpienia, kapitanie! Dawno uznałem wszystko za zupełnie prawdziwe, i życzyć tylko mogę, aby ci niebo pobłogosławiło w odszukaniu biednych rozbitków.
— Jest to jedynem pragnieniem mej duszy, oraz celem najtrudniejszych w życiu zabiegów — i, jak Bóg wielki, muszę tego dokazać! — zawołał z wielkiem przejęciem Len Guy.
— Mam wszelką nadzieję, a nawet pewność, że usiłowania pańskie nie będą próżne i jeśli się pan zgodzisz?...
— Czy nie miałeś pan wypadkiem sposobności, rozmawiania na Tristan z niejakim Glassem, ex-kapralem, który nazywa się chętnie gubernatorem wyspy? — zagadnął kapitan, przerywając mi po raz wtóry rozpoczęte zdanie.
— Poznałem go rzeczywiście — odparłem — i to, co mi opowiedział ten człowiek, przyczyniło się niemało do rozproszenia reszty wątpliwości, odnośnie do faktów opisanych przez Artura Pryma.
— A o czemże on panu mówił?
— Glass przypomina sobie najdokładniej Oriona, gdy jedenaście lat temu zatrzymał się w przystani.
— Więc znał może i mego brata?
— Wspominał o nim z wielkiem uznaniem.
— Może utrzymywał z Orionem stosunki handlowe?
— Tak samo, zdaje się, jak obecnie z Halbranem.
— To Orion stał wtenczas w przystani Falmouth-bey?
— Podobno właśnie na tem samem miejescu, które zajmował niedawno twój żaglowiec, kapitanie.