Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




Wyspy Tristan d’Acunha.

Tak jest, przyznaję szczerze, mimo że rozum mój burzy się jeszcze przeciw uznaniu za prawdziwe tego, com nie dalej jak wczoraj nazywał wybrykiem fantazyi, posuniętym aż do granic nieprawdopodobieństwa — pogrzebałem jednak w głębiach oceanu resztę mych wątpliwości wraz z ciałem nieszczęsnego Watersona, któremu tę żałobną usługę oddał Jan West, wobec zgromadzonej na pokładzie załogi Halbrana.
Teraz też dopiero zrozumiałem, że nie chorobliwy stan umysłu, lecz serdeczna miłość braterska, kazała kapitanowi Len Guy błądzić po wodach mórz południowych, na których wytrwale spodziewał się znaleść jakąkolwiek wskazówkę odnośnie do losu zaginionych.
I nie dziwiło mię już wcale, że niepewny gdzie mu nieprzewidziane i nagłe wypadki każą się zwrócić, niechętnie godził się na zabranie obcego pasażera, bo gdyby nie zbyt ważne przeszkody, których w żaden sposób lekceważyć nie mógł, pewny jestem, żeby bez straty jednej chwili skierował się ku południowi. Lecz byliśmy zaledwie w pierwszym tygodniu września, a wiedziano nawet już w owym czasie, że dopiero w porze od połowy lutego aż do końca marca, śmiałe próby przebycia lodowego łańcucha gór podbiegunowych, mogą jedynie być uwieńczone pożądanem powodzeniem. Z łagodniejszą