Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 64 —

A gdyby tak w noc ciemną, jakże go wyminąć! Anibyśmy się obejrzeli gdy nasz Halbran poszedłby wraz z nim na dno morza...
— Takie licho — dorzucił Drap — gorsze jest od skał i raf podwodnych, bo o tych wiesz gdzie sterczą, a tamto niech Bóg broni!...
— Co myślisz o tem, Hurliguerly — zapytałem bosmana, który nadszedł w tej chwili i oparł się o poręcz obok mnie.
— Mojem zdaniem — rzekł tenże, popatrzywszy chwilę, podczas gdy żaglowiec zbliżył się już znacznie do zaciekawiającego wszystkich przedmiotu — mojem zdaniem — powtórzył — nie jest to ani wieloryb, ani też kadłub okrętu, lecz wielka bryła lodowca.
— Lodowca? — powtórzyłem zdziwiony.
— Hurliguerly ma słuszność — odezwał się porucznik, który z perspektywą w ręku, stał pośród nas dobrą już chwilę. Jest to bez żadnej wątpliwości lodowiec uniesiony aż tutaj silnym prądem wody.
— Czy podobna? Pod 45 równoleżnikiem, zważ poruczniku!
— Są to wypadki niezwykłe zapewne, wszakże zupełnie możebne. Wiadomo nawet, źe francuzki kapitan Boseville spotkał w 1828 r. olbrzymią taką bryłę aż u samego Przylądka.[1]
— W każdym razie pod wpływem temperatury, jaką tu obecnie mamy, lodowiec musiałby stopnieć wkrótce.

— Najniezawodniej! To też bryła tamta jest bezwątpienia drobną już tylko cząstką olbrzymiej góry lodowej, której waga przechodzić musiała miliony beczek — objaśniał ku wielkiemu memu zdziwieniu zwykle milczący Jan West.

  1. Przylądkiem (Cap) nazywają przez skrócenie przylądek Dobrej Nadziei.