Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 11 —

jeśli nie kapitan Len Guy przybywał tu pierwszy! Jestem tak tego pewien, jakbym już trzymał jego rękę w mojej i dobijał targu na parę centnarów kartofli, które zwykł odemnie kupować.
— Masz pan mgłę przed oczami! panie Atkins — odważył się powiedzieć jeden z rybaków.
— Ty na pewno masz większą we własnej głowie! — odrzucił gniewnie oberżysta.
— Ten okręt nie ma charakteru okrętów angielskich! — zauważył znowu ktoś inny. — Sądząc z jego śpiczastego przodu, przyznałbym mu raczej budowę amerykańską.
— Przeciwnie, jest całkiem angielski — upierał się Atkins — mógłbym przysiądź na to, że zbudowany został w Birkenhead, skąd właśnie i Halbran pochodzi.
— Ot, próżne gadanie! — dał się słyszeć stary jakiś rybak — już ja się znam na tem, i wiem że to jest „Amerykanin”, pochodzący z Baltimore.
— Głupiś! — z największą niecierpliwością — zawołał oberżysta; — przetrzyj sobie lepiej okulary i patrz jaką tam wywieszają chorągiew!
I rzeczywiście, właśnie w tej chwili zajaśniała nad żaglami chorągiew Zjednoczonego królestwa Wielkiej Brytanii, co naturalnie zakończyło wszelkie sprzeczki i domysły względnie do narodowości przybywającego, lecz jeszcze nie dało żadnego zapewnienia, aby to był stanowczo Halbran.
Ale i te niepewności upadły przed nadejściem południa, gdy rzeczywiście statek kapitana Len Guy’a zarzucił kotwicę w porcie Christmas.
Poczciwy Atkins nie posiadał się z radości, którą wymownie objawiał gestami rąk i głowy, zwróconemi jako radosne powitania ku stojącemu na pokładzie kapitanowi.
Tymczasem usunięty nieco na bok, mogłem uważnie przyjrzeć się temu człowiekowi, którego mi oberżysta w tak