Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z których wnet nowe słupy ognia wybuchały; morze ogniste coraz bardziéj rozszerzało swe fale. Gałęzie suche i pnie uschłe trzeszczą, z oceanu pożaru wybuchają niekiedy żywsze kolumny ognia — o drzewa na wskróś przesiąknięte żywicą. Trask jakby nieustannéj kanonady zagłusza powietrze. Potężne olbrzymy leśne roztrzaskują się z hukiem grzmotu; na niebie odbijają się olśniewające łuny; zdaje się, że płomienie zapalą obłoki, że niszczący żywioł tam sięgnie; że zapowiedziany Pismem koniec świata się wszczyna.
I z innéj strony chaos nie do opisania. Ryki i wycia uchodzących przed ogniem zwierząt rozlegają się naokoło. Widać na tle pasa ognistego czarne cienie uciekających, niby piekielnych potworów, wynurzających się z płomieni. Ostrożność i nienawiść wzajemna, drapieżność jednych, trwoga innych znikły gdzieś wobec wspólnego niebezpieczeństwa, wobec straszliwego żywiołu, niosącego zatratę. Lwy i gazelle, nosorożce, girafy, hyeny i szakale pomięszane z antylopami w jednę stronę uchodzą, a nie trwożąc się nawet ludzi, środkiem przelatują obozu.
Pożar szalał przez resztę nocy, dzień i noc następną. Poranek 14 sierpnia ukazał patrzącym obszerną przestrzeń, pożartą płomieniami. Zgliszcze na kilka mil szerokie otworzyło przejście przez niepodobną przedwczoraj do przebycia dziewiczą puszczę. Przejście dla południka otwarto. Czyn śmiały, acz barbarzyński Mokuma, ocalił tryangulacyą.





XIV.

Wojna.




Tego samego dnia rozpoczęto roboty; wszystkie pozory do nieporozumienia zniknęły. Pułkownik Everest i Strux nie przebaczyli sobie, ale mimo to pracowali wspólnie.