Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w dzień ku wiadoméj górze lunetę, ustawioną na kątomiarze półkulistym, która miała schwycić w ognisko swe światło rewerberu, gdyby zbyteczna odległość nie dozwalała dostrzedz go gołém okiem.
Przez całą noc z 29 na 30, Strux, Polander i Murray czu wali kolejno przy otworze lunety, lecz na szczycie góry wcale nie zabłysnęło światło.
Obserwatorowie wnieśli ztąd, że dostanie się na szczyt góry połączone było z wielkiemi trudnościami i że pułkownik Everest nie mógł dosięgnąć wierzchołka przed wieczorem; odłożyli zatém obserwacye do następnéj nocy, nie wątpiąc, że aparat elektryczny w ciągu dnia ustawionym będzie.
Lecz jakże się zadziwili, gdy około drugiéj godziny nazajutrz pułkownik i jego towarzysze, nie zapowiedziawszy powrotu, ukazali się w obozie.
Sir John Murray wyjechał przed nich.
— Pan tu, pułkowniku? — zawołał.
— Tak, to my — odpowiedział Everest.
— A więc góra jest niedostępną?
— Owszem, bardzo dostępna — odrzekł pułkownik — ale zanadto dobrze strzeżona, ręczę wam za to, i przybywam po posiłki.
— A więc krajowcy?
— Tak jest, krajowcy czworonożni, z czarnemi grzywami, które nam jednego pożarły konia.
W kilku słowach pułkownik zdał relacyą; podróż aż do podnóża góry udała się wybornie. Przybywszy na miejsce, przekonano się, że jest dostępna tylko przez przełęcz boczną, a właśnie na téj jedynéj drodze rodzina lwów założyła sobie kraal, jak mówi Numba. Napróżno pułkownik usiłował wyprzéć ich z tego stanowiska. Uzbrojony niedostatecznie, musiał zatrąbić na odwrót, straciwszy konia, którego olbrzymi lew ubił jedném uderzeniem łapy.
Opowiadanie to rozogniło krew Murraya i Mokuma. Postanowili zdobyć górę lwów, to stanowisko koniecznie potrzebne do