Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słowa te wyrzekłem z namysłem, a teraz mniemam, że należy zawiesić wszelkie roboty, dopóki się wasz rachmistrz nie znajdzie. Czy pan jesteś gotów do odjazdu?
— Byłem nim wprzód, niż pan o tém pomyślałeś — odrzekł cierpko Strux.
Poczém przeciwnicy poszli do swoich powozów, gdyż karawana nadciągała.
Sir John Murray, towarzyszący pułkownikowi, nie mógł się powstrzymać od powiedzenia:
— To jeszcze wielkie szczęście, jeżeli ten mazgaj nie zgubił gdzie podwójnych regestrów.
— Lękam się tego — odrzekł pułkownik.
Przywoławszy Mokuma, poczęli go się rozpytywać o zaginionego. Strzelec opowiedział im, że Polander znikł od dwóch dni. Ostatni raz widziano go o kilka mil od karawany z boku; dowiedziawszy się, Mokum puścił się natychmiast do odszukania go i to właśnie opóźniło przybycie taboru na punkt zborny. Daléj opowiadał, że nie znalazłszy go, wpadł na myśl, czy téż Polander nie udał się do swych kolegów znajdujących się na północy Nosubu; gdy jednak go tu niéma, sądzi, iż trzeba robić poszukiwania ku północnemu wschodowi, w okolicach lesistych, i że nie należy tracić ani chwili czasu, jeżeli chcą zastać rachmistrza przy życiu.
Nie był-to wcale człowiek umiejący sobie radzić w niebezpieczeństwie: całe życie pódróżował w krainie cyfr, a nigdy w świecie rzeczywistym. Każdy inny potrafiłby znaléźć jakiekolwiek pożywienie, lecz biédny Polander niezawodnie umarłby z głodu. Trzebaż mu było śpieszyć z pomocą.
O godzinie pierwszéj pułkownik, Strux, John Murray i William wyruszyli na rączych koniach pod przewodnictwem Mokuma. Strux dosiadał swego po łacinie i klął w duszy nieszczęśliwego kolegę, który go naraził na taką jazdę. Towarzysze jego, ludzie poważni i przyzwoici, udawali, że nie widzą jego śmiesznéj postawy, jaką astronom przybierał na swym rumaku, nadzwyczaj ognistym i miękkim w pysku.