Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

północ, a zwłoka dłużéj trwająca mogła narazić wyprawę na przeszkody i niepowodzenia.
Mateusz Strux, korzystając z téj sposobności, zwrócił uwagę swych towarzyszy, iż był za tém, aby towarzyszyć karawanie, mianowicie zaraz po obraniu dwóch stacyj i połączeniu ich geodezyjném z punktem obranym z téj strony rzéki; że gdyby wówczas usłuchano jego rady, wyprawa nie znalazłaby się w przykrém położeniu; że jeżeli przez zwłokę operacye ucierpią, wina i odpowiedzialność spadnie na tych, którzy mu się sprzeciwiali. Rzecz naturalna, że pułkownik zaprotestował przeciwko tym oskarżeniom kolegi, przypominając, że decyzyą przyjęto wspólną zgodą. Wdał się w tę sprawę sir John Murray prosząc, aby zakończono niewczesną sprzeczkę.
— Co się stało, to się stało, tego się już nie odrobi — zawołał — a wymówki położenia rzeczy nie zmienią.
Postanowiono więc, że jeżeli karawana i jutro się nie pokaże, William Emery i Michał Zorn wyruszą na jéj spotkanie w stronę południowo-wschodnią. W czasie ich nieobecności, pułkownik i jego koledzy pozostaną w miejscu, oczekując ich powrotu, ażeby wspólnie coś postanowić.
Po téj umowie, współzawodnicy przepędzili resztę dnia zdala od siebie. Sir John dla zabicia czasu plądrował bliższe zarośle, lecz mu się polowanie nie powiodło: ani jednego czworonoga nie ubił. Z ptakami poszczęściło mu się cokolwiek lepiéj: dwa niezwykłe gatunki padły od jego strzału. Najprzód rodzaj jarząbka, długiego na trzynaście cali, o krótkich łapkach, czerwonym dzióbie, którego piękne piórka miały barwę brunatno-cieniowaną; znakomity egzemplarz z rodziny grzebiących, którego pierwowzorem jest kuropatwa. Drugi ptak, ubity z zadziwiającą zręcznością, należał do drapieżnych: gatunek sokoła właściwego południowéj Afryce, mający pierś czerwoną, a ogon biały, kształt jego bardzo nadobny. Numba obdarł obadwa bardzo zgrabnie ze skóry, ażeby je można było wypchać.
Pierwsze godziny ranne 23 czerwca upłynęły, a karawany widać nie było: William i Michał zabierali się do odjazdu, kiedy