Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

których myśliwcy przystając, rozpatrywali się w otaczających je zaroślach.
Wyznać trzeba, że piérwszy dzień polowania wcale nie sprzyjał myśliwskim zachciankom szlachetnego lorda. Napróżno przebiegli znaczną przestrzeń lasu; ani jeden zwierz nie wychylił się z gąszczów na jego spotkanie, a sir Johnowi przypominały się nieraz równiny szkockie, gdzie nie trzeba było tak długo oczekiwać sposobności celnego strzału. Być może, że sąsiedztwo kraalu odstraszyło płochą zwierzynę. Mokum nie doznawał ani uczucia zadziwienia, ani zawodu; dla niego polowanie to nie było polowaniem, ale tylko szybką przejażdżką po lesie.
Około szóstéj godziny wieczorem należało zawrócić ku domowi. Sir John był wielce rozdrażnionym, choć się do tego nie przyznawał. Miałżeby tak znakomity myśliwiec powracać do domu z próżnemi rękami? Nigdy! postanowił więc pierwszego lepszego zwierza, który mu się na strzał nasunie, położyć trupem.
Znać los ulitował się nad biednym gentelmanem, bo nagle z pomiędzy zarośli wysunął się strzyżak, z rodzaju zwanego w Afryce „lepus rupestris“, jedném słowem zając, i przebiegł drogę myśliwcom w odległości pięćdziesięciu kroków. Sir John posłał eksplodującą kulę biednemu zwierzątku.
Mokum wydał okrzyk zgrozy! Strzelać kulą do lichego zajączka, któremu wystarcza średni śrut, to coś okropnego, ale Anglik na to zgorszenie wcale nie zważał, lecz pędził co sił ku miejscu, gdzie spodziewał się znaleźć swą ofiarę.
Nadaremno! z zająca ani śladu; parę kropelek krwi na trawie, ale ani kosmyka sierści. John starannie przeglądał krzaki, trawy... Psy węszyły śród gąszczów, wszystko napróżno.
— A przecież go trafiłem — mruknął sir John.
— W sam środek — odpowiedział spokojnie Bushman — lecz, że go niema, nic w tém dziwnego; kiedy się strzela eksplodującą kulą do zająca, można się tego spodziewać; rozerwała go w szmaty i ani śladu nie zostało!...
Anglik, zupełnie zawiedziony, dosiadł konia w milczeniu, ruszył ku obozowi, do którego przybył w najgorszym humorze.