Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prędzéj, prędzéj, kochany szafarzu — zawołał William Emery. Cóż nam przynosisz na wieczerzę?
— Koziorożca — odrzekł strzelec, rzucając u stóp astronoma piękne zwierzę, którego potężne rogi zakrzywiały się łukiem.
Była to antylopa, znana pod imieniem kozła skalnego, znajdującego się licznie w tych okolicach Afryki południowéj. Piękne to zwierzę cisawéj barwy, ma grzbiet pokryty bujnym jedwabistym włosem, podbrzusze śnieżnéj białości, centkami kasztanowatemi upstrzone. Mięso jego wybornego smaku, miało stanowić główną potrawę dzisiejszéj wieczerzy.
Myśliwy związał nogi kozła, założył je na drąg, a obadwaj z astronomem, wziąwszy go na ramiona i opuściwszy brzegi wodospadu, w pół godziny potém doszli do swego obozowiska, kędy czekał na nich wóz, strzeżony przez dwóch ochjesmańskich przewodników.





II.

Przedstawienie urzędowe.




Przez trzy dni następne Mokum i Emery nie opuszczali miejsca zbornego; w czasie gdy pierwszy, ulegając nawyczkom myśliwskim, uganiał się po przyległych wodospadowi okolicach, za płową zwierzyną i dziczyzną wszelkiego rodzaju, młody astronom wciąż zwracał uwagę na rzekę. Widok téj przecudnéj krainy, tak dzikiéj a tak uroczéj, wprawiał go w zachwycenie i duszę przepełniał przyjemnemi wrażeniami. Matematyk ten, bez odpoczynku pochylony nad stolikiem przy robieniu zawikłanych obliczeń, przepędzający noce z okiem przykutém do szkła lunety, liczący godzinami sekundy przechodzenia gwiazd przez południk, polujący na chwilę w któréj jedna chowa się za drugą — nagle