Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
228

od ciaśniny Barrowa, która nas doprowadzi do morza Baffińskiego.
— Panie Shandon, odpowiedział Hatteras, na szczęście jesteśmy niedaleko od ciaśniny Wellingtona, a ta nas poprowadzi na północ.
— A jakże będziemy płynąć kapitanie?
— Pod żaglami mości panie! Mamy węgla jeszcze na dwa miesiące i tego aż nadto będzie na zimowisko.
— Pozwolisz mi pan jednak powiedzieć.... rzekł Shandon.
— Pozwolę panu wrócić na pokład wraz ze mną, odpowiedział Hatteras.
To powiedziawszy, odwrócił się od swego porucznika, powrócił na okręt i zamknął się w swej kajucie.
Przez dwa dni wiatr był przeciwny; kapitan nie pokazał się na pomoście. Doktór korzystając z tego przymusowego wypoczynku, zwiedzał wyspę Beechey: zajął się zebraniem niektórych roślin, jakie przy wysokiej względnie temperaturze, rosły tu i owdzie na skałach ze śniegu ogołoconych: kilka gatunków wrzosu i mchów (lichen), pewien rodzaj jaskru żółtego; jakąś roślinkę do szczawiu podobną, tylko z nieco szerszemi listkami i dość ładny okaz rośliny zwanej łomikamień (saxifrage).