Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
210

wadził swój statek na wody spokojne i wolne od burzy konającej o parę węzłów od okrętu.
Inny był już teraz widok zatoki. Potęga fali i wichru poodrywała od lodowisk mnóstwo gór płynących teraz ku północy, krzyżujących się we wszystkich kierunkach. Nie trudno było ich uniknąć z powodu szerokości zatoki, a widok był wspaniały. Ogromne te massy pędzone różną szybkością, zdawały się ścigać w biegu na przestronnej arenie.
Gdy doktór z zachwyceniem wpatrywał się w ten widok, harponer Simpson zbliżył się do niego i wskazał na morze, którego woda zmieniała barwy począwszy od niebieskiej do zielono oliwkowej; długie pasy tych kolorów ciągnęły się z północy na południe, tak że oko gubiło się, chcąc uchwycić krańce tego zjawiska. Niekiedy znowu, woda była bardzo czysta, miejscami zaś mętna i brudna.
— Co sądzisz o tem panie Clawbonny, zapytał Simpson.
— Sądzę mój przyjacielu, odpowiedział doktór, toż samo co i wielorybnik Scoresby mniemał o naturze tych wód różnokolorowych, to jest: że wody niebieskie nie mają w sobie owych milijardów drobniutkich istot, któremi napełnione są wody