Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
187

gąc wszakże zbliżyć się do przylądka księcia Walii, Hatteras kazał wytężać siłę pary, paląc węgiel rozrzutnie, liczył bowiem na zaopatrzenie się w paliwo na wyspie Beechey. We czwartek przybył do krańca ciaśniny Franklina i znowu drogę na północ zastał lodami zawaloną.
To go już do rozpaczy przywodziło; wrócić nawet było niepodobna. Lody pchały go naprzód, a droga przebyta wciąż się za nim zamykała, jak gdyby nigdy morze nie było czyste tam, gdzie on płynął przed godziną.
Tak więc, nietylko Forward nie posuwał się ku północy, ale jeszcze nie mógł stanąć ani na chwilę, bo lody mogłyby go otoczyć i zatrzymać; uciekał przed lodami, jak inne okręty uciekają przed burzą.
W piątek 8 czerwca zbliżył się do wybrzeża Boothia przy wejściu na ciaśninę James Ross’a, którą ominąć koniecznie było potrzeba, bo ona prowadzi tylko na zachód i wprost do lądów Ameryki.
Obserwacye dokonane w tym punkcie w samo południe wykazały 70° 5′ 17″ szerokości i 96° 46′ 45″ długości; doktór przeniósł te cyfry na swą mappę i przekonał się, że nareszcie są u bieguna magnetycznego, właśnie w miejscu gdzie James