Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeśli ta tarcza niewidzialna posiadała atmosferę, czyż nie powinni w niej byli dostrzedz gwiazd spadających? Jeśli pocisk sam przebywał te warstwy płynne, czyż nie można było pochwycić jakiegoś odgłosu powtórzonego przez echa księżycowe, naprzykład wycia burzy, gwałtownego szumu spadających zasp śniegowych, lub wystrzałów wulkanu wybuchającego? Takie fakta starannie sprawdzone, nadzwyczajnieby rozjaśniły tę ciemną aż dotąd kwestję ustroju księżyca. Barbicane zatem i Nicholl z bezprzykładną wytrwałością, jak astronomowie obserwowali każdy przy swem okienku.
Lecz aż dotąd tarcza była ciemną i niemą; nie odpowiadała na liczne pytania, jakie jej zadawały te umysły wiedzy spragnione.
To wywołało bardzo na pozór słuszną uwagę Michała:
— Jeśli kiedy jeszcze powtórzymy tę podróż, to dobrze uczynimy wybierając chwilę, w której księżyc jest na nowiu.
— To prawda, odparł Nicholl, ta okoliczność byłaby daleko przyjaźniejszą. Zgadzam się, że księżyc skąpany w promieniach słonecznych byłby dla nas niewidzialnym w czasie biegu, ale za to widzielibyśmy ziemię, która byłaby w pełni. Co więcej, gdybyśmy byli wciągnięci w przestrzeń naokoło księżyca, jak to ma miejsce w tej chwili, to przynajmniej moglibyś-