Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiej nigdy nie sprowadzały najlepsze teleskopy, nawet teleskop John’a Ross’a, nawet teleskop Gór Skalistych. Znajdował się przeto w warunkach nader przyjaznych dla rozwiązania wielkiego i ważnego pytania zamieszkalności księżyca. A jednak i teraz jeszcze pozostało ono nierozwiązanem. Barbicane widział tylko bardzo rozległe płaszczyzny, a na północy nagie góry. Żadne dzieło nie zdradzało ręki człowieka. Żadna ruina o przejściu jego nie świadczyła. Żadna gromada zwierząt nie wskazywała aby życie rozwijało się tam choćby w stopniu niższym. Nigdzie żadnego ruchu. Nigdzie nawet pozoru wegetacji. Z trzech królestw przyrody znanych na kuli ziemskiej, samo tylko królestwo minerałów było tam reprezentowane.
— Do licha, powtarzał Michał nieco zmięszany, nie ma więc nikogo?
— Nie, odpowiedział Nicholl, jak dotąd nikogo. Ani człowieka, ani zwierzęcia, ani drzewa. Zresztą być może iż atmosfera uszła do głębin wklęsłości, we wnętrza gór okręgowych, lub nawet na powierzchnię drugiej strony tarczy; nie wypada nam nic przesądzać.
— Nie zapominajmy też i o tem, dodał Barbicane, że najbystrzejszy nawet wzrok nie dojrzy człowieka z odległości przeszło 7 kilometrów. Jeśli więc i są Selenici, to oni mogą widzieć nasz pocisk, ale my ich widzieć nie możemy.