Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przypomną sobie czytelnicy scenę na meetingu w Tampa-Town na Florydzie, wtedy, gdy kapitan Nicholl występował jako wróg Barbicane’a i przeciwnik Michała Ardan’a. Otóż kapitanowi, utrzymującemu że pocisk rozbryźnie się jak szklanka, Michał odpowiedział że opóźni jego spadanie za pomocą rac odpowiednio ustawionych.
I w rzeczy samej, niezmiernie silne race, osadzone na spodzie pocisku i palące się na zewnątrz niego, mogły spowodować ruch wsteczny, i tym sposobem zmniejszyć w pewnym stosunku prędkość kuli. Race te nie powinnyby wprawdzie palić się w próżni, lecz tlenu im nie brakło, gdyż same go sobie wytwarzały, jak wulkany księżycowe, których wybuchowi nie przeszkadzał nigdy brak atmosfery około księżyca.
Barbicane zaopatrzył się zatem w race zamknięte w małych armatkach stalowych świdrowanych, które mogły się wszrubować w spód pocisku. Wewnątrz te armatki szczelnie przystawały do podłogi; na zewnątrz wystawały na półstopy. Było ich dwadzieścia. Przez otwór pozostawiony w tarczy można było zapalać lont, w jaki każda była zaopatrzona. Wystrzał odbywał się na zewnątrz. Dość było powyjmować blaszki metalowe zatykające otwory w spodzie pocisku, a w miejsce ich wstawić szczelnie przylegające armatki.
Całe to przygotowanie ukończono około trzeciej godziny — wszelkie już przeto środki ostrożności przysposobiono, i czekać tylko wypadało.