Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dosyć, rzekł Michał zapalając się. Nie mówmy więc o powrocie! Jużeśmy i tak zawiele w tej materji powiedzieli; co zaś do stosunków z dawnymi naszymi towarzyszami ziemskimi, to urządzenie ich będzie wcale nietrudnem.
— A to jak?
— Za pomocą bolidów, wyrzucanych przez wulkany księżycowe.
— Wyborny pomysł, Michale, odpowiedział Barbicane tonem przekonania. Laplace obliczył, że siła pięć razy większa od tej jaką posiadają nasze armaty, wystarczyłaby do wyrzucenia meteoru z księżyca na ziemię. Otóż każdy wulkan siłę taką bezwątpienia posiada.
— Wiwat! krzyknął Michał, niech żyją bolidy i niedrodzy i wygodni posłańcy! Toż sobie zażartujemy z administracji pocztowej! Ale ja myślę.....
— Cóż znowu myślisz?
— Pyszny, wspaniały pomysł przychodzi mi do głowy. Dla czegośmy nie przyczepili drutu do naszego pocisku: moglibyśmy wymieniać telegramy z ziemią.
— Do kroćset djabłów! wrzasnął Nicholl. A cóż to, za nic masz wagę drutu długiego na 86,000 lieues.
— Za nic! można było w trójnasób zwiększyć nabój kolumbiady, a gdyby to nie wystarczało, w cztery, w pięćkroć go powiększyć, wołał Michał zapalając się coraz więcej.