Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mniejsza o to, niech ja sobie będę jego przywłaszczycielem na ten raz.
— Bezwątpienia, mówił Nicholl. Według starych ksiąg, Arkadyjczycy utrzymywali, że ich przodkowie mieszkali na ziemi zanim księżyc został jej satelitą. Opierając się na tem podaniu niektórzy uczeni widzieli w księżycu kometę, która w przechodzie swym zbliżywszy się pewnego razu zanadto do ziemi, pochwyconą i przytrzymaną została przez jej siłę przyciągającą.
— A czy jest co prawdy w tej hypotezie? zapytał Ardan.
— Nic a nic, odpowiedział Barbicane; a najlepszy dowód w tem, że księżyc nie zachował śladu tej powłoki gazowej która nigdy komet nie odstępuje.
— Ale czyż księżyc, ciągnął Nicholl, zanim został satelitą ziemi, nie mógł w swojem perihelium przejść dość blizko słońca, aby tam przez wyparowanie pozbył się wszystkich materij gazowych?
— To być może, kochany kapitanie, ale nie jest możebnem.
— Dlaczego?
— Bo... Na honor, nie wiem...
— Ah! ileż to tysięcy tomów, zawołał Ardan, możnaby zapisać tem, czego się nie wie!
— Ale która to już godzina?
— Trzecia, odpowiedział Nicholl.
— Jak to czas schodzi na rozmowie takich, jak my uczonych, odezwał się Ardan. Doprawdy, czuję to że