Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieli? Jesteśmy wyrzuceni. Nie spotykamy żadnej przeszkody; niema kamieni tamujących nam podróż. Droga jest wolna, wolniejsza aniżeli droga okrętu rozbijanego o morze, lub balonu walczącego z wiatrami. Jeśli przeto okręt dopływa tam gdzie zechce, jeśli balon dolatuje tam gdzie mu się podoba, czemużby nasz pocisk niemiał dojść tam, gdzie zamierzył?
— I dojdzie, powiedział Barbicane.
— Choćby tylko dla uczczenia ludu amerykańskiego, dodał Michał Ardan; jedynego narodu który zdolny był doprowadzić do skutku takie przedsięwzięcie, który potrafił z pośród siebie wydać takiego prezesa Barbicane’a. Ah! wiecie co bracia, teraz kiedy żadnej już nie mamy obawy, zaczynam myśleć co się z nami stanie? Zdaje mi się że czekają nas nudy śmiertelne!
Barbicane i Nicholl poruszyli głowami przecząco.
— Ale ja to przewidziałem, drodzy przyjaciele, mówił dalej Michał Ardan. Zażądajcie tylko, mam na wasze usługi szachy, warcaby, karty, domino! Bilardu nam tylko niedostaje.
— Co! zawołał Barbicane, zabrałeś ze sobą takie fatałaszki?
— Zabrałem, odpowiedział Michał, i to nietylko dla naszej rozrywki, ale z chwalebnym zamiarem, aby je rozpowszechnić po kawiarniach i szynkach na księżycu.
— Mój drogi, rzekł Barbicane, jeśli księżyc jest zamieszkały, to ludzie na nim egzystowali na wiele tysię-